Pewnie wiele jest organizacji służących pomocą, ale nigdzie nie ma takiej jak w Ruszowie. Każdy chętnie wypełnia swoje zadanie z uśmiechem na twarzy i również tego oczekuje, a całoroczną prace nasi współmieszkańcy docenili. Wtem w jeden styczniowy dzień, kiedy zaczynał się okres ferii w niektórych województwach, wybraliśmy się na sfinansowaną, czterodniową wycieczkę, by swoje troski powycierać w zaśnieżone góry Izerskie, a problemy codzienne zostawić pod spodem nart.
Dokładny początek wyjazdu przypadł na siedemnasty dzień stycznia o godz. 15:30 do Świeradowa Zdrój, naturalnie każdy był tego dnia w szkole. Nie jest to pierwszy wyjazd w te rejony, ale znalazły się „noworodki" w naszej grupie. Zawitaliśmy w naszej starej dobrej chatce cztery dni, przywitał nas dziesięciokilometrowy spacer górską nocą. Jak mamy w zwyczaju podśpiewywanie nie odstępowało nas na krok, a nogi chętnie prowadziły przed siebie. Ostatnie 400 metrów było radosną reakcją zakończenia monotonnej wędrówki, chodź mgła płatała nam figle. Powróciliśmy do starej „zbirówki", odnowionej tym razem. By nocne mrozy nas nie nastały musieliśmy jeszcze przed snem wypełnić kosz drzewem. Pomimo wielogodzinnej drogi siedzieliśmy jeszcze długo, dogryzając i śmiejąc się razem.
Kolejny dzień rozpoczął się zrzucaniem kilogramów. Założyliśmy narty na nogi i reszta dnia tak nam minęła, a kiedy słońce usnęło i księżyc powziął się za naszego przewodnika zajęliśmy się nocnymi zjazdami. Naturalnie nasze ręce otrzymały wieczorową herbatę i grzaliśmy się wśród świeczek standardowo nie opuszczając wygłupów.
Dzień tak jak poprzedni, tylko z wyjątkiem dużej ilości kilometrów. Pewnie nie jeden czuje się lżejszy po powrocie. Przejechaliśmy ok. 26km w dwie strony. Każdy był tak wymęczony, że po zdjęciu nart nogi same się plątały, a drzewo samo się nie wniesie.
Tak zwana „zielona noc" trwała bardzo długo, a poranne rozplątywanie butów było bardzo uciążliwe. Ze smutnym wyrazem twarzy nasze zakwasy opuściły drewniane progi Chatki Górzystów. Na koniec ucieszono nas pizzą. Nie jedna mama stęskniła się za swoim dzieckiem i wycałowała je na powitanie. Wycieczkę ostatecznie uznano za bardzo udaną, a niewielkie szkody szybko zapomniano.
Pomagaj, a w przyszłości twoje czyny zaowocują. Dziękujemy z całego serca za docenienie, Nadleśniczemu Wiesławowi Piechocie Nadleśnictwa Węgliniec, Prezesowi Banku w Iłowej Janowi Feduszczak oraz Nadleśniczemu Januszowi Kobielskiemu Nadleśnictwa w Ruszowie. Anna Jagiełło z wolontariatem.
Patrycja Wróblewska