PGE Turów Zgorzelec pokonał Anwil Włocławek 75:64 w III rundzie rozgrywek Tauron Basket Ligi. To suche stwierdzenie nie oddaje emocji, jakie towarzyszyło meczowi. Anwil bowiem od zawsze to groźny przeciwnik, potrafiący wygrać z najlepszymi. Ponadto kibice byli ciekawi tego spotkania również dlatego, czy ich ulubieńcy potwierdzą wysoką formę, jaką zaprezentowali wygrywając w Słupsku.
Już od pierwszych chwil spotkanie zwiastowało duże emocje. Co prawda zaczęło się od czteropunktowego prowadzenia gospodarzy po akcji 3+1 Aarona Cela (zdobył w tej części 7 pkt), ale potem prowadzenie się zmieniało. Jednak w zespole Turowa do kosza trafiali wszyscy zawodnicy, jacy pojawili się na parkiecie. Pomimo więc większej, niż u przeciwników ilości strat (6:5) oraz przechwytów ((4:5) udało się wygrać tę kwartę 24:20.
Druga odsłona rozgrywała się już pod znakiem znaczącej przewagi Turowa. Swoje konto punktowe intensywnie zaczął powiększać Damian Kulig, Michał Chyliński, Djordje Micić i Ivan Opacak. Razem ze skutecznością w ataku czarno-zieloni imponowali także defensywą. Zanotowali 16 zbiórek w obronie oraz dwiema w ataku. Zgorzelczanie wygrali więc tę część meczu 20:13 a na tablicy widniał wynik 44:33.
Po przerwie gracze Anwilu wyszli na boisko mocno zmotywowani. Tym razem to oni odczuwalnie wzmocnili obronę i łatwiej przychodziło im dostawać się pod kosz zgorzelczan. Liderami byli Seid Hajrić, Marcus Ginyard i Ruben Boykin. Każdy z nich przekroczył dziesięciopunktową granicę zdobyczy. Mimo, że drużyna ze Zgorzelca grała bardziej zespołowo, wskutek czego do kosza trafiała większa liczba graczy, przyjezdni tę część spotkania zremisowali 16:16 a sumaryczny wynik wynosił 60:49.
W czwartej kwarcie przez pewien czas można było odnieść wrażenie, że gracze Anwilu poddali mecz. Było w momencie, kiedy gospodarze prowadzili aż 19 punktami. Nic bardziej mylnego. Bezlitośnie wykorzystali fakt, że zgorzelczanie mając świadomość, iż wygrali mecz nieco się zdekoncentrowali. Zaczęli odrabiać straty, lecz nie dali rady. W ostatnich sekundach kwarty odrobili aż siedem oczek. Na szczęście przewaga koszykarzy Turowa okazała się na duża, że utrzymali prowadzenie i wygrali całe spotkanie. Cieszy powrót na boisko Michała Gabińskiego, który mimo iż był na parkiecie kilka minut, też zdobył swoje punkty.
- Naszym głównym zadaniem było kontrolowanie zbiórki w ataku i byliśmy w tym dobrzy w pierwszej połowie. W drugiej połowie przeciwnik dobrze zagrał obrona strefową, na co nie do końca byliśmy przygotowani ale po zdobyciu z kontrataku mogliśmy kontrolować mecz i odnieść łatwe zwycięstwo – powiedział po meczu trener PGE Turów Miodrag Rajković.
- To był dla nas bardzo ważny test, bo graliśmy z bardzo solidną drużyną – mówił zdobywca 13 punktów Aaron Cel. Pytany, czy wytrzymają kondycyjnie mecz z Chimkami Moskwa, który będzie rozgrywany po jednodniowej przerwie powiedział: - Mamy do dyspozycji lekarza i masażystę. Nie powinno być żadnych problemów. Wyjdziemy na boisko i będziemy grać jak zawsze. A spotkanie z Chimkami to dla nas bardzo dobry challenge – powiedział zawodnik, który na przedramionach ma wytatuowane słowa: „no pain, no game” czyli „nie ma bólu, nie ma gry”.
Po trzeciej kolejce Turon Basket Ligi PGE zgorzelczanie są na czele tabeli. Na plecach czują oddech Stelmetu Zielona Góra. Jak dotychczas tylko te dwie drużyny nie zanotowały porażek. Następne spotkanie rozegrają 19 października na wyjeździe z Siarką Tarnobrzeg.
Janusz Grzeszczuk
PGE Turów – Anwil Włocławek: 75:64 (24:20, 20:13, 16:16, 15:15)
PGE Turów: Cel: 13 pkt, Chyliński: 9 pkt, Gabiński: 2 pkt, Wichniarz: 0 pkt, Micić: 13 pkt, Jackson: 8 pkt, Opacak: 10 pkt, Lewandowski: 2 pkt, Aleksić: 2 pkt, Zigeranović: 3 pkt.
Anwil: Hajrić: 12 pkt, Wright: 9 pkt, Szubarga: 7 pkt, Seweryn: 3 pkt, Ginyard: 12 pkt, Frasunkiewicz: 0 pkt, Maciejewski: 0 pkt, Weeden: 10 pkt, Sokołowski: 0 pkt, Bartosz: 0 pkt, Boykin: 11 pkt.