Niemało potu musieli wylać na parkiet hali Gryfia w Słupsku koszykarze PGE Turów, aby wygrać z Czarnymi Słupsk wyjazdowy mecz 66:76. Jeszcze niespełna na dwie minuty przed końcem sprawą otwartą było, kto wygra mecz. Na tablicy bowiem widniał wynik 66:69 dla przyjezdnych po pudłach Jacksona i Robinsona, a po celnych rzutach Trice’a i Nowakowskiego.
Nieźle weszła w mecz zgorzelecka drużyna. Po trafieniu z dystansu Robinsona i celnym rzucie spod kosza Zigeranovicia prowadziła już 0:5. Gospodarze jednak nie wydawali się oszołomieni takim rozwojem wypadków, gdyż w drugiej połowie kwarty przegonili rywali i po rzutach wolnych Dabkusa prowadzili 12:9. Tę część meczu minimalnie wygrali (14:13).
Zaniepokojeni być może tym faktem podopieczni trenera Rajkovicia mocno przyspieszyli na początku drugiej odsłony. Po rzutach Opacaka i Zigeranovicia wyszli na prowadzenie a po niespełna czterech minutach gry przewaga wzrosła do siedmiu punktów (16:23). W tej kwarcie swoje nieprzeciętne możliwości ujawnił Ivan Opacak. Najpierw zdobył trzy punkty z rzutów wolnych, aby po wznowieniu gry, po własnej stracie dostać asystę od Chylińskiego, dzięki której w ciągu kilkunastu sekund zdobył 5 oczek. Wynik pierwszej połowy na 29:36 ustalił Djordje Micić, który na sekundę przed syreną dorzucił gospodarzom dwa punkty „do szatni”. Turów wysoko wygrał tę kwartę, bo 15:23.
Być może właśnie doznane upokorzenie sprawiło, że po przerwie gospodarze ruszyli do frontalnego ataku. Wzięli na czarnozielonych srogi odwet wgrywając trzecią odsłonę 25:19. Przyjezdni prowadzili po niej już tylko jednym punktem (54:55). Czwartą kwartę znowu dobrze rozpoczęli przyjezdni, bo ich prowadzenie się zwiększyło o trzy punkty dzięki Opacakovi. Gospodarze rzutem z dystansu Nowakowskiego udowodnili, że nie zamierzają tanio sprzedać skóry, a wynik wrócił do jednopunktowego dystansu. Trwało to jakiś czas, ale na szczęście do roboty zabrali się Kulig z Robinsonem, wskutek czego po kolejnych minutach gry zgorzelczanie odskoczyli od rywali na cztery, siedem aż wreszcie po czterech minutach wzrosnąć do dziesięć oczek (59:69). Wtedy jednak Andrej Urlep – trener Czarnych wziął czas, po którym przewaga graczy PGE Turów zaczęła systematycznie maleć. Gdy do końca spotkania zostało 2:41, spadła do trzech punktów (66:69). Wtedy trener Rajković zdecydował się na boisko wprowadzić zmęczonego już Opacaka. Okazało się, że to był ruch decydujący o losach meczu. Minutę później Chorwat szybko zdobył trzy punkty, co najwyraźniej uspokoiło zespół. Od tej pory do kosza trafiali już tylko przyjezdni. Dwukrotnie w pozostałym czasie faulowany Robinson nie mylił się w rzutach wolnych, dzięki czemu Turów wygrał tę kwartę aż 12:21 i cały mecz 66:76. Ivan Opacak zdobył w tym spotkaniu aż 26 punktów.
Po tym meczu Turów może powiedzieć, że niezależnie od ostatniego spotkania w szóstkach, jakie 21 kwietnia zostanie rozegrane w Zielonej Górze ze Stemetem, jest i będzie na pierwszym miejscu tabeli. To dobry prognostyk na fazę play-off.
Janusz Grzeszczuk
Czarni Słupsk - PGE Turów 66:76 [14:13, 15:23, 25:19, 12:21]
Czarni: Nowakowski: 11 pkt, Trice: 8 pkt, Dutkiewicz: 4 pkt, Abernethy: 3 pkt, Brandwein: 9 pkt, Kostrzewski: 4 pkt, Dabkus: 7 pkt, Tomaszek: 4 pkt, Gadri-Nicholson: 4 pkt, Knutson: 2 pkt, Davis: 10 pkt.
PGE Turów: Cel: 3 pkt, Kulig: 12 pkt, Chyliński: 7 pkt, Robinson: 13 pkt, Stelmach: 2 pkt, Micić: 7 pkt, Jackson: 2 pkt, Opacak: 26 pkt, Zigeranović: 4 pkt.