Ostatni występ koszykarzy PGE Turów przeciwko w bieżącej edycji rozgrywek Euroligi zakończył się kolejną piękną przegraną 96:101. Przyznać trzeba, że ekipa Rajkovicia miała sporo szans na zwycięstwo, ale przeszkodził im Litwin Linas Kleiza, który miał przysłowiowy „dzień konia". Z dystansu trafiał właściwie wszystko. Tylko w trzeciej kwarcie zaliczył sześć trójek.
To, co oglądaliśmy na parkiecie w pierwszych momentach spotkania, spokojnie można zatytułować „jak przesypia się początek meczu". Zanim się połapali, to goście wypracowali sobie kilkupunktową przewagę. Po raz kolejny tez sami postawili się w sytuacji, że zamiast nadawać ton grze, musieli zaakceptować warunki narzucone przez rywali i gonić za wynikiem. Nie za bardzo im się to udało, gdyż pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 17:22.
Na początku drugiej odsłony wydawało się, że czarnozieloni złapali odpowiedni rytm. Po dwóch efektownych blokach i trafieniach Jaramaza wyrównali 27:27. Nastepne akcje w wykonaniu Collinsa i Wrighta wyprowadziły ich nawet na 3-punktowe prowadzenie (36:33), ale celne trójki Hacketa i Mossa znowu zmieniły lidera spotkania. Końcówka kwarty znowu należała do przyjezdnych. Po pierwszej połowie prowadzili ośmioma oczkami (39:47). Wynik mógłby być dla Turowa korzystniejszy, lecz zawodził Damian Kulig przy wykonywaniu rzutów wolnych. Mediolańczycy mieli też bardziej wyrównany zespół. O ile w tej części meczu dla Turowa punkty zdobywało 6 graczy, to w EA7 było ich aż dziesięciu.
Druga połowa spotkania byłaby bardziej wyrównana, gdyby nie wspomniany Kleiza. Tylko w tej kwarcie trafił aż 6 trójek. Zespół Turowa odpowiadał trafieniami Taylora, Dylewicza (wreszcie się odblokował), Collinsa, Chylińskiego i Nikolicia. Prowadzenie zmieniało się od akcji do akcji. W konsekwencji zgorzelczanie wygrali tę ćwiartkę 27:25, ale to wciąż było za mało, aby wyjść na prowadzenie. Przed ostatnią odsłoną stan meczu wynosił 66:72.
Czwarta kwarta była bardzo zacięta. Gospodarze ani na chwilę nie myśleli o poddaniu się. Na niespełna dwie minuty po trojce Jaramaza przed końcem doszli gości na jeden punkt (90:91). Sytuacja taka utrzymywała się przez kolejną minutę, bo na 55 sekund przed ostatnią syreną było jeszcze 94:95. Potem jednak górę wzięło doświadczenie włoskiej drużyny. Trafienia spod kosza i wykorzystane rzuty wolne doprowadziły ich do zwycięstwa 96:101. Mistrzowie Polski doznali dziewiątej porażki w Eurolidze i fazę grupową zakończyli na ostatnim, szóstym miejscu w grupie. Od 6 stycznia PGE Turów przystąpi do rozgrywek w ramach Pucharu Europy. Zespół zagra w grupie L fazy Last 32 Pucharu Europy. Jednym z rywali mistrzów Polski będzie Telenet Ostenda z Mateuszem Ponitką i J.P. Princem w składzie.
Janusz Grzeszczuk
Fot.: euroleague.net
PGE Turów Zgorzelec - EA7 Emporio Armani Mediolan 96:101 (17:22, 22:25, 27:25, 30:29)
PGE Turów: Kulig 23, Collins 14, Wright 13, Jaramaz 12, Dylewicz 12, Moldoveanu 11, Taylor 6, Chyliński 3, Nikolić 2, Zigeranović 0.
EA7 Emporio Armani: Kleiza 29, Brooks 14, Gentile 11, Moss 9, Melli 8, Raglad 8, James 6, Hackett 6, Gigli 5, Cerella 5.