Bardzo niska skuteczność w rzutach: 36,5 proc. za 2 pkt, 24,1 proc. za 3 pkt i 50 proc. w wolnych), 11 asyst przy 15 przeciwnika oraz 16 strat przy 12 rywali to zasadnicze przyczyny, które doprowadziły do przegranej na własnym boisku 65:69 PGE Turów ze Stelmetem Zielona Góra. To trzeci z kolei mecz zgorzelczan z takimi statystykami. To jednak, co wystarczyło aby pokonać Anwil i wejść do finału Tauron Basket Ligi, zdecydowanie za mało, aby myśleć o wykorzystaniu piątej szansy na złoto. Czy czarnozieloni wreszcie zaczną grać swoją koszykówkę?
Gospodarze pierwszego finałowego spotkania nieźle rozpoczęli, bo od prowadzenia 8:2. I to były jedyne minuty, kiedy kibice mieli powody do radości. Wkrótce potem do ataku na kosz Turowa ruszył duet Stević – Hosley, którzy w pierwszych 10 minutach łącznie zdobyli 13 oczek na 19 całego zespołu. Trzeba dodać, że Stelmet zaliczył serię 9 punktów przy zerowym dorobku miejscowych a wynik brzmiał 15:19.
Czteropunktowa różnica po tej części spotkania wzrosła do siedmiu, kiedy zespoły schodziły po połowie do szatni (27:34). Jak widać zdobycze punktowe obu stron nie były imponujące, lecz wynikało zarówno ze szczelnej obrony, co kiepskiej skuteczności będącej tego wynikiem. Wystarczy powiedzieć, że Turów w tym momencie gry trafił zaledwie 31 proc. trafionych rzutów za dwa , 14 proc. rzutów z dystansu i co drugi rzut wolny. Tę część meczu zielonogórzanie wygrali 12:15.
Początek trzeciej odsłony to wypisz, wymaluj powielenie sytuacji z drugiej kwarty. Stelmet zdobył 10 punktów z rzędu, wskutek czego wyszedł na 15-punktowe prowadzenie (29:44). W tym momencie w drużynie trenera Rajkovicia nastąpiło przebudzenie. Grę pociągnął głównie Damian Kulig, który o ile przez pierwsze 20 minut meczu zdobył tylko 4 oczka, to tylko w tej części zaliczył 9 punktów. Kwarta była remisowa (17:17) lecz wystarczyło to tylko na utrzymanie siedmiopunktowej straty (44:51).
Tradycyjnie najbardziej zaciętą była czwarta kwarta. Do kosza przeciwników znowu zaczął trafiać Aaron Cel, Russel Robinson i Djordje Micić. Ich determinacja doprowadziła do wyrównania w połowie ostatniej odsłony (56:56). Potem gospodarze mieli naprawdę wiele okazji, aby wyjść na prowadzenie, lecz ciągle nie potrafili ich przełożyć na punkty. Rywale natomiast nie tracili zimnej krwi i w decydujących momentach nie chybiali. Nie do zatrzymania pod koszem był Oliver Stević i Łukasz Koszarek. Pierwszy z nich w ciągu ostatnich dziesięciu minut zdobył 8 a drugi 5 oczek. Ostatnie sekundy meczu to była rozpaczliwa, bezowocna szamotanina gospodarzy pod koszem Stelmetu. Końcowy wynik 65:69 dobrze odzwierciedla zaciętość spotkania oraz lekką, ale bezdyskusyjną przewagę przyjezdnych. Najlepszym graczem Turowa był Kulig (16 pkt), a Stelmetu Stević (20 pkt).
Oprócz wymienionych na wstępie przyczyn porażki trzeba dodać, że rywalom Turowa skutecznie udało się zatrzymać zawodników, którzy do tej pory dawali najwięcej punktów. Przez większą część spotkania od podań był odcinany Russel Robinson, nie pograł sobie pod koszem Ivan Zigeranović, prawie zupełnie był zatrzymany Ivan Opacak. Kapitan czarnozielonych Michał Chyliński w rzutach z półdystansu miał zaledwie 25 proc. skuteczność. Z dystansu było zupełnie tragicznie, gdyż na sześć prób skuteczna była tylko jedna, co dało mu niespełna 17 procentową skuteczność. Pietą achillesową zespołu znad Nysy Łużyckiej były rzuty wolne. Na 20 prób tylko wykorzystał tylko 12 z nich. To 60 procentowa skuteczność przy 86 proc. przeciwników w tym samym elemencie gry. Ponadto podopieczni trenera Rajkovicia zagrali spięci, pozwolili przeciwnikowi narzucić ich styl gry. Wyraźnie przeżywają zniżkę formy. Można było odnieść wrażenie, że zupełnie sparaliżowała ich świadomość stawki, ostatniej w tym sezonie serii. Zastanawia, że jeżeli będąc w dołku są równorzędnymi przeciwnikami dla Stelmetu, to co może być, jak im forma wróci? Miejmy więc nadzieję, że stanie się to jeszcze w tym sezonie.
Janusz Grzeszczuk
Rajković: cieszyć się grą
- Chciałbym powiedzieć, że bardzo dobrze gra się w takiej atmosferze, jaką dzisiaj wytworzyli kibice. Trudno mi obecnie wyciągać szczegółowe wnioski ale pierwszej, jakie mi się nasuwają, że ze zbyt wielkim szacunkiem potraktowaliśmy rywali. Nie graliśmy naszej twardej koszykówki. Byliśmy za bardzo nerwowi. Rzuty wykonywaliśmy poniżej naszego zwykłego poziomu. Będę oczekiwał od moich zawodników aby się bardziej odprężyli, cieszyli się grą w tych finałach, żeby nie byli tak zestresowani. Mam nadzieję, że we wtorek będziemy grali o wiele lepiej – powiedział po meczu trener Turowa Miodrag Rajković.
Cel: głowy do góry!
- Gdy się przegrywa czterema punktami, to trochę szkoda nie trafionych rzutów wolnych. Nie ma się co załamywać. Zielona Góra wie, że się ciężko gra z nami, więc musimy trzymać głowy do góry i skoncentrować się na drugim meczu – podsumował spotkanie Aaron Cel.
PGE Turów Zgorzelec: 65:69 [15:19, 12:15, 17:17, 21:18}
PGE Turów: Cel: 12 pkt, Kulig: 16 pkt, Chyliński: 8 pkt, Robinson: 8 pkt, Stelmach: 4 pkt, Micić: 8 pkt, Jackson: 2 pkt, Opacak: 3 pkt, Aleksić: 0 pkt, Zigeranović: 4 pkt.
Stelmet: Stević: 20 pkt, Chanas: 0 pkt, Hosley: 5 pkt, Hodge: 8 pkt, Cesnauskis: 8 pkt, Seweryn: 0 pkt, Sroka: 7 pkt, Białek: 0 pkt, Koszarek: 12 pkt.