Kibice, którzy przyszli w niedzielę do PGE Turów Arena, nawet na otarcie łez nie mieli okazji cieszyć się zwycięstwem swojej drużyny. Gospodarze przegrali ostatni mecz z toruńskimi Twardymi Piernikami 86:89. O tym, że zgorzelczanie nie zakwalifikowali się do fazy play-off, było wiadome już przed meczem. Może właśnie dlatego widzowie spodziewali się, że wyluzowani gracze dadzą piękny koncert. Nic z tego, poszło jak zazwyczaj. Końcowy wynik sezonu to 18 meczów wygranych i 15 przegranych.
Połowa dająca nadzieje
Gospodarze nieźle rozpoczęli spotkanie, bo od sześciopunktowego prowadzenia (9:3). Potem jednak torunianie zaliczyli serię 0:7 i wyszli na prowadzenie 9:10. Pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 13:16 za sprawą Kyle Weaver’a, który trafił za trzy na niespełna minutę przed końcem kwarty. Druga część meczu była dość udana dla miejscowych. Do walki, oprócz Bartosza Bochno (5 pkt w pierwszej części), włączył się Michał Michalak (9 pkt w pierwszej połowie). To po jego dwóch celnych wolnych był remis (31:31). Wówczas trener Winnicki poprosił o czas. Wskazówki udzielone podopiecznym dały efekt w postaci serii 0:5. Na przerwę zespoły schodziły przy prowadzeniu torunian 33:36, po remisie 20:20 w tej ćwiartce.
Decydująca trzecia kwarta
Czas spędzony w szatni lepiej wykorzystali przyjezdni, a konkretnie Bartosz Diduszko. To on w pierwszej minucie trzeciej kwarty trafił do kosza dwa razy, dając swojemu zespołowi pięć oczek (33:41). Wspólnie z Kyle Weaverem i Krzysztofem Sulimą wypracował 12-punktową przewagę (49:61), której – jak się okazało – torunianie nie roztrwonili do końca meczu. Po pół godzinie gry i wygranej w tej kwarcie 25:31, Pierniki prowadziły już dziewięcioma oczkami 58:67. Turów obudził się do walki w ostatniej odsłonie. Po bezpunktowej trzeciej kwarcie, skuteczność odzyskał Michalak. Nareszcie zaczęli go wspierać pozostali gracze, wskutek czego dwucyfrowe zdobycze zanotowało aż sześciu graczy Turowa. Pomimo więc, iż w połowie tej odsłony Polski Cukier prowadził jeszcze 9 punktami (68:77), to w miarę upływu czasu Turów zaczął odrabiać straty. Na 40 sekund przed końcem zgorzelczanie zbliżyli się do rywali na 3 oczka (82:85). Niestety wtedy Weaver zablokował trzypunktowy rzuty Cartera. Nie wykorzystane okazje lubią się mścić, więc chwilę potem Trotter trafił za dwa. Ostatnie sekundy spotkania to wymiana ciosów, z której zwycięsko wyszli przyjezdni. Turów wygrał tę ćwiartkę 26:22, lecz było to za mało, aby zniwelować straty.
Play-off przed telewizorami
Wysokie były przedmeczowe oczekiwania, jakie stawiano zawodnikom PGE Turów. Mówiono, że będzie to mecz o honor. Wydarzenia na parkiecie wykazały, że dla miejscowych były to zawody o przysłowiową pietruszkę. Zgorzelczanie zagrali bardzo przeciętnie, choć chwilami patrzyło się na nich nie bez przyjemności. Były też niespodziewane emocje, których dostarczyło podkoszowe starcie Kirka Archibeque’a z Mbodje’m. Po analizie sytuacji sędziowie przyznali miejscowym dwa rzuty wolne i było po sprawie. Dla torunian wygrana w Zgorzelcu przyniosła wymierne korzyści. Do play-off wystartują z czwartej, a nie szóstej pozycji, na co się zanosiło. Najbliższe tygodnie zgorzeleccy miłośnicy koszykówki spędzą przed telewizorami, zamiast na PGE Turów Arenie. Prawdopodobnie będą marzyć, że następny sezon będzie nieco dłuższy.
Janusz Grzeszczuk
Foto: GRE
PGE Turów Zgorzelec - Polski Cukier Toruń 86:89 (13:16, 20:20, 25:31, 28:22)
PGE Turów: Michał Michalak 15, Bartosz Bochno 12, Tweety Carter 11, David Jackson 11, Kirk Archibeque 10, Uros Nikolić 10, Denis Ikovlev 8, Brandon Brown 5, Kacper Borowski 4.
Polski Cukier: Jure Skifić 14, Obie Trotter 14, Kyle Weaver 13, Krzysztof Sulima 12, Bartosz Diduszko 12, Cheikh Mbodj 11, Tomasz Śnieg 10, Maksym Sanduł 3, Kamil Michalski 0, Aleksander Perka 0.
EUR
USD
CHF
GBP
CZK
