O niedzielnym meczu pomiędzy PGE Turów a BM Slam Stal Ostrów można wiele powiedzieć: że zespół gra falami, że jeszcze nie jest zgrany, że brakuje mu skuteczności w rzutach wolnych, że robi za wiele nie wymuszonych strat, ale nie można powiedzieć jednego: że dał widowni za mało emocji. Gospodarze wygrali 80:76 pomimo, iż jeszcze na minutę przed końcem spotkania przegrywali 71:73.
Początek rywalizacji nie układała się po myśli zespołu. To przyjezdni pierwsi zdobyli punkty, po czym powoli powiększali przewagę. Największa różnica w tej odsłonie wynosiła 7 punktów (14:21). Stan ćwiartki na 16:21 rzutami wolnymi ustalił Myles Mack na 16:21. W drugiej części spotkania gospodarze nieco ochłonęli i zaczęli odrabiać straty. Kwarta była bardzo wyrównana. Aż pięć razy na tablicy wyników pokazywał się remis. Pierwszy niepełna trzech minutach gry (23:23). Drugi po rzucie Balzamovicia (27:27). Do trzeciego doprowadził Bradley Waldow (29:29), czwarty (34:34) znów potrafieniu Waldowa. Tuż przed przerwą Turów wyszedł na prowadzenie 38:35, ale w ostatnich sekundach celny rzut z bardzo daleka oddał nie pilnowany Grzegorz Surmacz, który doprowadził do piątego remisu (38:38). Z takim stanem na tablicy wyników oba zespoły schodziły na przerwę do szatni. Należy zaznaczyć, że czarnozieloni tę ćwiartkę wygrali 22:17.
Trzecią kwartę Turów rozpoczął od mocnego uderzenia. Pięć minut po wznowieniu gry wystarczyło, aby zespół wyszedł na prowadzenie 48:40. Agresywna obrona i rosnąca skuteczność Stefana Balzamovicia w rzutach z dystansu poskutkowała powiększeniem przewagi do 10 oczek (56:46). Dobra postawa gospodarzy w końcówce tej odsłony pozwoliła im na „dowiezienie” tego wyniku do syreny oznaczającej koniec trzeciej ćwiartki. Miejscowi wygrali ją 20:12, a stan spotkania wynosił 58:50.
Problemy zgorzelczan rozpoczęły się zaraz po rozpoczęciu ostatniej odsłony. Goście wzięli się do odrabiania strat, wskutek czego doszli gospodarzy na 60:56. Czteropunktowa przewaga Turowa (z lekkimi modyfikacjami) utrzymywała się dość długo aż nadeszła chwila, kiedy ostrowianie po rzucie za trzy wyszli na prowadzenie 67:69. Przez kilkanaście sekund przewaga przechodziła z rąk do rąk. Po akcji Duane Notice’a, który popisał się akcją 3+1, a potem w kolejnych akcjach, w których trafiali Greg Surmacz i Jure Skifić, to Stal była na fali wznoszącej i na minutę przed końcem 71:74. Wtedy trener Fischer wziął czas. Nie był to czas stracony, gdyż po wznowieniu gry Stefan Balmazović rzucił z dystansu przez ręce ostrowskiego obrońcy i trafił. Zrobiło się 74:74 i zaczęła walka nerwów. Pech jednak nie opuszczał graczy „Stalówki”, którzy stracili skuteczność. Było i tak, że piłka tocząca się po obręczy nie chciała wpaść do kosza bronionego przez Turów. Według zasady jednak, że szczęście sprzyja lepszym, ostatnie akcje wykonali zawodnicy gospodarzy. Wynik 86:80 ustalił efektownym wsadem Kacper Borowski.
Niedzielne spotkanie to były twarde zawody, w którym przeciwnicy nie oszczędzali się nawzajem. Najpoważniejszej kontuzji doznał Aaron Johnson, który w starciu z Waldowem złamał sobie nos. Po tej kontuzji już nie wrócił na parkiet ku strapieniu trenera Emila Rajkovicia. - Blamazović trafił niewiarygodny rzut z 9 metrów przez nasze ręce, a podczas przerwie powiedzieliśmy sobie, że nie możemy pozwolić rywalom na celny rzut z dystansu Czasami nie jest się jednak w stanie kontrolować wszystkiego na boisku – nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył Emil Rajković, trener BM Slam Stali.
- Po dwóch ciężkich meczach na wyjeździe jestem szczęśliwy, że drużyna była dziś skupiona, zagrała bardzo dobrze w obronie i nie popełniła dużo błędów. Wygraliśmy rywalizację o zbiórki, a mój zespół pokazał charakter, walczył przez 40 minut i zasłużył na zwycięstwo - mówił Mathias Fischer, szkoleniowiec PGE Turowa, który zrezygnował z porozumiewania się z dziennikarzami w języku polskim i wypowiadał się po angielsku.
- To zwycięstwo jest efektem wysiłku całej drużyny. Mocno skoncentrowaliśmy się na ostatnich treningach i pokazaliśmy, że nawet, gdy przegrywamy w końcówce, to jesteśmy w stanie pozostać razem i wykonać naszą robotę. Brawa dla zespołu i sztabu szkoleniowego, który świetnie nas przygotował do tego meczu. To wielkie zwycięstwo – cieszył się Cameron Ayers.
Następny mecz Turów rozegra na swoim parkiecie. Rywalem będzie GTK Gliwice. To rywal, z którym czarnozieloni z trudem wygrali mecz sparingowy na rozpoczęcie sezonu. Czy historia się powtórzy?
Janusz Grzeszczuk
Foto: GRE
PGE Turów Zgorzelec - BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski 80:76 (16:21, 22:17, 20:12, 22:26)
PGE Turów: Balmazović 20, Ayers 17, Waldow 14, Borowski 11, Han 8, Mack 4, Patoka 2, Petrukonis 2, Bochno 2, Jarecki 0.
BM Slam Stal: Notice 17, Skifić 17, Surmacz 16, Łapeta 12, Ochońko 6, Johnson 6, Łukasiak 2, Kulka 0, Majewski 0, Kostrzewski 0