Beznadziejnie wygląda druga połowa sezonu 2017-2018 w wykonaniu PGE Turów. Minimalna sobotnia przegrana 82:80 na wyjeździe z AZS Koszalin jest tą, która definitywnie wyklucza zespół z gry w fazie play-of. Co więcej zanosi się na to, że sezon 2017-2018 będzie najgorszym w dotychczasowej historii klubu podczas jego występów w ekstralidze. Obecnie na 28 meczów stan wygranych do przegranych wynosi 14:14, co daje dwunastą pozycję w tabeli EBL. Niżej trudno będzie spaść, chociaż nie przekreślajmy tej opcji.
Fatalna skuteczność w pierwszej połowie
Zawody dwóch zespołów z nizin Energa Basket Ligi, które okazały się grą o pietruszkę, w pierwszej połowie toczyły się pod dyktando gospodarzy. Dziewięciopunktowa przewaga zdobyta w przez nich w pierwszej ćwiartce (20:11), w przekroju całego meczu okazała się dystansem do odrobienia, lecz nie do przełamania. W drugiej ćwiartce bowiem AZS dołożył kolejne cztery punkty i przy zejściu na przerwę różnica pomiędzy rywalami wynosiła już 13 oczek (46:33). Taki stan gracze Turowa zawdzięczają to wyłącznie samym sobie. Ich skuteczność w ciągu pierwszych 20 minut nie przekraczała bowiem nawet 30 procent! Nadzieję na przełamanie złej passy dała trzecia kwarta, wygrana przez zgorzelczan 19:28. Na pół minuty przed jej końcem rzut Waldowa zbliżył czarnozielonych do koszalinian na dwa punkty (63:61). Niestety tuż przed syreną kończącą tę odsłonę Dłoniak trafił za dwa i było 65:61.
Nie dali rady wygrać końcówki
W ostatniej odsłonie gospodarze ciągle prowadzili, choć ich przewaga ciągle nie była taka, aby nie można było jej nadrobić. Wykazał to bardzo aktywny w tej części meczu Rod Camphor, który wspólnie z Ayersem wyprowadzili Turów na jednopunktowe prowadzenie (79:80). Radość z tego faktu trwała jednak mniej więcej minutę. Gwoździem do trumny były celne rzuty Aleksandara Marelji, który najpierw trafił za dwa (81:80), po czym poprawił jednym celnym na dwa możliwe rzuty wolne. Niczego nie zmienił czas wzięty na 20 sekund przed końcową syreną przez trenera Claxtona. Z dystansu nie trafił Robert Skibniewski, więc ostatecznie wynik zawodów brzmiał 82:80. Oznaczało to, że zapewnienia, iż PGE Turów będzie walczył o najwyższe cele były pełną zarozumiałości wydmuszką, bo drużyna nie weszła do fazy play-off.
Nikt ci nie da tyle, co ja ci obiecam
Do najważniejszych przyczyn złego występu drużyny w tym sezonie należą beznadziejne występy na wyjazdach. Bilans tych spotkań to 4:11. Dodajmy do tego niespodziewane porażki w domu. W efekcie mamy to, co mamy. Trudno za ten stan winić wyłącznie zawodników i klub. Wszyscy oni zostali zostawieni na lodzie przez głównego sponsora, czyli PGE GiEK SA. Kolejny raz przypominamy entuzjastyczne zapewnienia dyrektora Elektrowni Turów Piotra Frąszczaka, który pod koniec października 2017 po wygranej z Anwilem wykrzykiwał rozochocony „Nie damy wam zginąć!”. Nic nie świadczy o tym, aby cokolwiek w tym kierunku zostało zrobione. Wysłaliśmy w tej sprawie pismo do Sławomira Zawady – prezesa PGE GiEK SA z prośbą o ustosunkowanie się do tamtych słów. Czekamy na odpowiedź.
Janusz Grzeszczuk
AZS Koszalin - PGE Turów Zgorzelec 82:80 (20:11, 26:22, 19:28, 17:19)
AZS: Diante Baldwin 24, Modestas Kumpys 16, Kacper Młynarski 13, Aleksandar Marelja 11, Jakub Dłoniak 8, Igor Wadowski 6, Szymon Kiwilsza 2, Nikola Malesević 2, Aleksander Leńczuk 0.
Turów: Rod Camphor 20, Stefan Balmazović 13, Jakub Patoka 11, Brad Waldow 10, Cameron Ayers 7, Robert Skibniewski 6, Jacek Jarecki 5, Kacper Borowski 4, Karolis Petrukonis 4.