Na jednym ze strzeżonych parkingów w Zgorzelcu przy ul. Lubańskiej w nocy z piątku na sobotę spłonęło 13 samochodów osobowych. Według świadków oraz pracowników ochrony ogień pojawił się około godziny 23.00. Podobno zaprószono go w okolicy stojącego w głębi wiaty samochodu terenowo-osobowego.
W momencie zauważenia ognia dozorca zaczął wydzwaniać do właścicieli samochodów tam przebywających. Przynajmniej on jeden zdążył przybiec i uratował swój pojazd. Potem jednak płomień stawał się coraz większy. Zaczęła rosnąć temperatura wewnątrz garażu, a wtedy zaczęły się palić coraz dalej położone auta. W końcu zapanował taki żar, że paliło się absolutnie wszystko, co nie było z żelaza. Aluminiowe felgi natomiast roztopiły się lub popękały. Z opon został tylko stalowy oplot. – Jestem bardzo zły, bo jak zadzwoniliśmy po Straż Pożarną to okazało się, że nie mogą przyjechać. Akurat w tym samym czasie jednostka gaśniczo-ratownicza gasiła inny pożar w Mikułowej. Zamiast zawodowców pojawili się ochotnicy ze okolicznych wsi. Ich gaszenie polegało na polewaniu ognia wodą. Nic dziwnego, że skuteczność takich działań była znikoma – mówi rozgoryczony właściciel parkingu. Na terenie parkingu pojawiali się coraz to nowi poszkodowani. – W samochodzie dopiero co zainstalowałem nowe radio, które dostałem od córki. Był w nim nowiutki akumulator. Dobrze, że się ubezpieczyłem – mówił z mężczyzna w okularach patrzący z niedowierzaniem na pogorzelisko. W czasie, gdy fotografowaliśmy wraki przyszedł inny posiadacz samochodu. Pobiegł do niego, otworzył bagażnik i zmartwiał. – Dzisiaj miałem podarować wnukowi rowerek. Tutaj nie ma co zbierać – powiedział patrząc na pozginane rurki. Według słów asp. Antoniego Owsiaka – oficera prasowego Komendy Powiatowej Policji w Zgorzelcu, zgłoszenie o pożarze dotarło do dyżurnego w sobotę rano. Dochodzenie prowadzone przez biegłych da odpowiedź na pytanie, co było przyczyną pożaru: przypadkowe zaprószenie ognia czy celowe podpalenie.
(GRE)
Fot.: GRE