Mrozy odpuściły i jak zwykle na jezdniach ukazały się głębokie dziury. Zjawisko pozornie normalne, jednak nie do końca. Rzecz w tym, że w większości pojawiają się w miejscach wcześniej naprawianych. Jaskrawym przykładem jest ulica Francuska. Pod koniec ubiegłego roku pracownicy jednej z firm mozolnie zalewali ubytki.
Nawiasem mówiąc roboty odbywały się podczas lejącego deszczu. Prawdopodobnie właśnie to jest przyczyną, że ta „samoodnawialna" pułapka na opony kierowców znowu się pojawiła a kilkanaście metrów dalej jej bliźniaczka. Rodzi się pytanie, czy i kto nadzoruje wykonanie prac, których jakość jest fatalna. Wiadomo, że koszt napraw pokrywa budżet miasta. A może by tak wreszcie w ramach gwarancji, bublami obciążyć wykonawców?
(GRE)