W poniedziałek 23 marca Zgorzelec blokuje kilkadziesiąt wielkich TIR-ów. To protest przewoźników przeciw zmianie niektórych przepisów ich dotyczących. Problem nie jest jednakowy dla wszystkich.
Czego innego domagają się firmy transportujące towary do Rosji, a czego na zachodzie kraju. Tutaj jest kwestia stosowania wobec polskich przewoźników przepisów o niemieckiej płacy minimalnej. Na mocy obowiązujących w Niemczech przepisów polskie firmy są zmuszone do wypełniania dodatkowych dokumentów odnośnie do płacy kierowców wykonujących pracę na terytorium Republiki Federalnej Niemiec.
Dokumenty te muszą być tłumaczone na język niemiecki. Czasowo do rozstrzygnięcia sporu przez Komisję Europejską strona niemiecka wycofała się ze stosowania wobec kierowców zagranicznych wykonujących prace na terytorium Niemiec stawki minimum 8,5 euro za godzinę. Zdaniem Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych rozciąganie obowiązku stosowania minimalnej stawki na polskich kierowców jest niezgodne z prawem UE. Przede wszystkim to niekorzystne dla polskich firm, które mogą stracić w ten sposób na konkurencyjności. Według ZMPD branża transportowa odpowiedzialna jest za 10% PKB i rząd nie powinien jej bagatelizować. Polscy przewoźnicy są bardziej konkurencyjni cenowo od zachodnich m.in. z uwagi na niskie płace kierowców. Gdyby nawet podnieść ich pensję wynoszącą 5 tys. zł miesięcznie brutto (120% przeciętnej krajowej), to wciąż będzie mniej, niż wynosi płaca minimalna w Niemczech. Obowiązek stosowania wobec nich stawki 8,5 euro za godzinę znacząco podniesie ceny usług firm transportowych. Przewoźnicy obawiają się, że to doprowadzi do upadku wielu firm transportowych, a co za tym idzie – zwolnień. Protest ma na celu nie tylko zwrócenie uwagi rządu na ich problemy, ale także „ochronę miejsc pracy kierowców".
Opr.: GRE
Fot.: MD
EUR
USD
CHF
GBP
CZK
