Drugi półfinałowy mecz pomiędzy PGE Turów Zgorzelec i Rosą Radom wygrany przez gospodarzy 103:91 dość znacznie różnił się od pierwszego. O ile bowiem w piątkowym zgorzelczanie przez większą część meczu prowadzili z miażdżącą przewagą, to w niedzielnym było sporo prawdziwych emocji. Otóż zgodnie z przewidywaniami trenera czarnozielonych Miodraga Rajkovicia, Rosa się psychicznie odbudowała i stawiła mocny opór.
Pierwszy z półfinałowych meczów PGE Turów powinien rozwiać obawy kibiców, co do formy zespołu po dwutygodniowej przerwie. Wygrana 92:74 z nieprzewidywalną Rosą Radom udowodniła, że trener Miodrag Rajković i jego drużyna tego czasu nie zmarnowali. Ich postawa na parkiecie wykazała głód zwycięstwa, poparte dopracowanymi rozwiązaniami taktycznymi.
Dopiero piąte spotkanie zdecydowało o tym, że rywalem PGE Turów w walce o Mistrzostwo Polski Tauron Basket Ligi będzie Rosa Radom. Zacięte spotkanie rozegrane w niedzielny wieczór 11 maja zakończyło się wynikiem 68:74 dla Rosy. Tym samym spełniły się proroctwa Michała Chylińskiego, który przewidywał taki wynik. Przypomnieliśmy mu, że dotychczasowe spotkania obu zespołów dowodziły, że radomianie nie są najwygodniejszym przeciwnikiem dla zgorzelczan. - W półfinale nie ma wygodnych rywali. Jeżeli chce się zdobyć Mistrzostwo Polski, trzeba wygrywać z każdym – przytomnie uświadomił ten prosty fakt.
Na nic zdało się zaklinanie rzeczywistości przez trenera AZS Koszalin Igora Milicicia. Po drugim przegranym meczu z PGE Turów podczas konferencji prasowej dawał upust frustracji, niedwuznacznie winą za porażkę obwiniając sędziów. Spodziewał się, że w innej czyli koszalińskiej rzeczywistości wszystko pójdzie inaczej. Rzeczywistość boleśnie zweryfikowała te zapowiedzi. Gospodarze ulegli czarnozielonym różnicą aż 20 punktów (74:94), wskutek czego udadzą się na przedwczesny urlop. PGE Turów zaś jest pierwszym półfinalistą Tauron Basket Ligi.
Drugie z serii spotkań drużyn PGE Turów i AZS Koszalin ponownie zakończył się zwycięstwem czarnozielonych. Wynik także przypominał ten sprzed dwóch dni, bo o ile pierwszy brzmiał 99:66, to sobotni 93:66. Na tym właściwie podobieństwa się kończą, gdyż w tym spotkaniu goście zagrali zupełnie inne zawody. Przede wszystkim byli znacznie bardziej agresywni w obronie, efektem czego jest kontuzja kostki Łukasza Wiśniewskiego.
Wspaniałą uroczystością dla PGE Turów rozpoczęły się czwartkowe zawody, rozpoczynające fazę play-off. J.P. Prince został uhonorowany statuetką za zawodnika miesiąca i dodatkową nagrodą dla MVP sezonu zasadniczego. Oprócz niego został nagrodzony Damian Kulig. Potem było bardzo radośnie bo bardzo wysoko, różnicą aż 33-punktów gospodarze wygrali z AZS Koszalin ich pierwsze starcie. Trener Rajković był zadowolony, ale nie popadał w entuzjazm: - Dzisiaj nie zagrał Szubarga i Dąbrowski. Mam nadzieję, że mój zespół utrzyma koncentrację, gdy oni wrócą do gry – chłodził radość kibiców.
PGE Turów w ostatnim meczu fazy szóstek pokonał na swoim parkiecie Energę Czarnych Słupsk 94:74. Końcowy wynik z żaden sposób nie odzwierciedla przebiegu meczu. Dość powiedzieć, że przyjezdni przez 25 minut prowadzili z gospodarzami otwartą grę. Nawet, kiedy szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę Turowa, ani na chwilę nie oddawali pola i starali się o jak najkorzystniejszy dla siebie wynik.
Ci, którzy pamiętali spotkania PGE Turów z włocławskim Anwilem z poprzednich sezonów, spodziewali się trudnego meczu i dawki potężnych emocji. Kibice oglądający czwartkową potyczkę najpierw więc z niedowierzaniem przecierali oczy a potem ziewali z nudów obserwując to, co się działo w Hali Mistrzów. Końcowy wynik 69:94 dla PGE Turów nie do końca oddaje różnicę pomiędzy rywalami. Gdyby bowiem rzecz porównywać z walką pięściarską, to Anwil doznał ciężkiego nokautu a jego gracze powinni być znoszeni z parkietu w stanie zamroczenia.
PGE Turów kontynuuje serię zwycięstw w fazie „szóstek”. Zwyciężając w sobotę radomską Rosę 92:79 wziął rewanż za marcową porażkę. Trener Turowa przyznał, że obawiał się tego meczu. Przyznajmy, że było to uzasadnione. W kwartach było bowiem 2:2, przy czym czwartą przyjezdni wygrali aż 15:28. Wygrana gospodarzy była więc efektem różnicy punktów z trafień do kosza z pozostałych części spotkania.
Od mocnego uderzenia rozpoczął zespół PGE Turów wygrane 89:94 spotkanie w Sopocie. Po dwóch minutach gry Tony Taylor, Dylewicz, Wiśniewski i Prince dali swojemu zespołowi ośmiopunktowe prowadzenie (4:12). Potem jednak zaczęły się schody. Gospodarze rzucili się do ataku, zaś w Turowie „siadła” obrona. W ciągu pozostałych blisko ośmiu minut tej kwarty Trefl zdobył 20 oczek podczas gdy zgorzelczanie zaledwie osiem. Efektem tego był stan meczu 22:20 po pierwszych dziesięciu minutach.
KUPNO | SPRZEDAŻ | |
EUR | 4,2600zł | 4,3100zł |
USD | 4,0300zł | 4,0200zł |
CHF | 4,4400zł | 4,5600zł |
GBP | 5,0100zł | 5,0012zł |
CZK | 0.1800zł | 0.1940zł |
Kurs z dnia: 2024-05-10
Środa | +7° | +3° | |
Czwartek | +7° | +4° | |
Piątek | +10° | +7° | |
Sobota | +10° | +7° | |
Niedziela | +8° | +4° | |
Poniedziałek | +6° | +3° |
©2024 Gazeta Regionalna Dolny Śląsk | Zgorzelec, Bogatynia, Lubań, Goerlitz